Piszą o nas

Zakazany dymZakazany dym

Trwa październik, w ogrodach czas jesiennych porządków. Przede wszystkim usunąć trzeba zwiędnięte, uschnięte bądź chore części roślin. Mnóstwo liści, trochę gałęzi, porażone pędy. Łatwo powiedzieć: usunąć. Przez lata w październiku snuły się nad ogrodami dymy z ognisk. Może i był w tym pewien urok, ale było też i utrapienie dla osób postronnych, szczególnie dla mieszkańców pobliskich

domów, którym dym wdzierał się do mieszkań i tam długo swój charakterystyczny zapach roztaczał. Spalanie w niskiej temperaturze powoduje, że oprócz dwutlenku węgla dym z ogniska zawiera wiele niepożądanych związków chemicznych. A niech jeszcze do ognia trafią śmieci nieorganicznego pochodzenia… Tragedia dla atmosfery i płuc.
Krótko mówiąc, teraz jest tak, że ognisk w ogrodzie żadnych rozpalać nie wolno. W Szczecinie ten zakaz „wprowadził się w życie” trochę po kryjomu, bez uprzedzenia, przy okazji nowej ustawy śmieciowej i uchwał Rady Miejskiej dotyczących segregacji odpadów. Nie było dyskusji, a związek działkowców zajęty był innymi protestami. Obowiązuje zatem zasada, że ogrodowe odpady należy kompostować, a w każdym ogrodzie powinno być miejsce do tego przeznaczone. Rzucamy wszystko na jedną stertę, po kilku latach zmienia się ona w żyzną glebę. Idea prosta. Ale… za prosta.
Łatwo kompostować liście opadłe z drzew czy skoszoną trawę. Gorzej z gałęziami czy większymi łodygami. Głównym problemem są jednak rośliny, w przypadku których kompostowanie nie powstrzymuje rozwoju chorób (zwłaszcza grzybowych) przenoszonych przez stare, porażone pędy – np. maliny, pomidory, róże czy przeróżne ozdobne iglaki. Kompostowanie czegoś takiego niesie spore ryzyko, że patogen przetrwa i w następnych sezonach rozprzestrzeni się nam zaraza na tych właśnie roślinach w całej okolicy.
Działają w mieście tzw. ekoporty, do których można wywieźć odpady zielone. Szkopuł w tym, że nie od każdego chcą je przyjąć. Gdy wspólnota mieszkaniowa wysprząta na jesień podwórko albo działkowicz zrobi porządek w ogródku – do ekoportu z zapakowanymi w worki resztkami nie ma się co zgłaszać. Powiedzą tam, że odpady zielone przyjmują tylko z prywatnych posesji, a wszelkie instytucje czy organizacje mają zadbać o utylizację we własnym zakresie, bo taki jest regulamin. Desperackie próby rozpalenia ogniska w ogrodzie niosą ryzyko interwencji straży miejskiej i mandatu nawet do 500 złotych. No i mamy problem: spalić nie wolno, wyrzucić do śmietnika nie wolno, kompostować nie należy, wywieźć nie ma dokąd.
W głównym stopniu dotyczy to ogrodów działkowych. Lecz tam zarządy i prezesi zajmują się protestami w sprawie zmiany ustawy i nowego statusu tych ogrodów, a o bieżących kwestiach praktycznych nikt nie myśli. Gdzieś wywieszą informację o obowiązującym zakazie rozpalania ognisk, gdzie indziej nawet i tego nie ma. Ludzie radzą sobie w tej sytuacji rozmaicie, a ponieważ każdy sposób jest zły – bo albo sprzeczny z prawem, albo sprzeczny z zasadami agrotechnicznymi – toteż nie warto ich omawiać. Warto natomiast opracować jakieś sensowne rozwiązanie w naszym niedużym szczecińskim wymiarze. Skoro nie ma go teraz, niech znajdzie się jak najszybciej.

Żródło: Kurier Szczeciński, str.14, z dn.16.10.2013r.