Piszą o nas

Koniec bezkarnych piratów drogowych. „Pamiątka” z wakacjiKoniec bezkarnych piratów drogowych. „Pamiątka” z wakacji

Wakacje powoli się kończą. Ci, którzy wzięli urlop w lipcu, już dawno przestali o nim myśleć. Niestety, nie o wszystkim da się zapomnieć. Może się bowiem i tak zdarzyć, że w skrzynce na listy nawet późną jesienią znajdziemy żądanie zapłacenia mandatu, np. za przekroczenie prędkości.

Kierowcy najczęściej wiedzą, kiedy „błysnęło”. Na fotoradar nietrudno trafić. Tylko w 2012 r. na drogach całego kraju zainstalowano ich ponad 300. Jest ich dużo; również w Zachodniopomorskiem. Jednak, szczególnie jeśli droga jest długa, bardzo szybko zapominamy o zrobionym nam zdjęciu. Przestajemy o nim myśleć. W końcu zapominamy. Dlatego tak nieprzyjemne jest otrzymanie listu od gminnej straży gdzieś z małego miasteczka w Bieszczadach czy na Mazurach z informacją o konieczności zapłacenia mandatu za przekroczenie prędkości. – Informację o przewinieniu i konieczności zapłacenia kary najczęściej wysyłamy w ciągu miesiąca – twierdzi Joanna Wojtach, rzeczniczka Straży Miejskiej w Szczecinie. – Jednak, zgodnie z przepisami, mamy na zamknięcie sprawy równo rok. Może się więc zdarzyć, że musimy zapłacić za wykroczenie, którego zupełnie już nie pamiętamy. Dlatego bywa, że się odwołujemy. Sprawa często trafia do sądu. Większość kierowców zwleka ze spłatą tłumacząc, że mandaty są zbyt wysokie.
Żeby zmienić zdanie na ten temat, trzeba wyjechać na wakacje za granicę. W krajach Unii Europejskiej za nagminne w Polsce przekroczenie dozwolonej prędkości lub jazdę pod wpływem alkoholu można stracić majątek. A i wtedy będziemy mogli mówić o szczęściu. Kiedy pofolgujemy sobie na gładkich jak stół autostradach w Austrii, możemy za to trafić do sądu, który z kolei jest władny wymierzyć nam karę przekraczającą nawet (w przeliczeniu) 100 tys. zł. Ale nawet wtedy nie będzie to najgorsze, co może nam się za to przytrafić. Są kraje, w których za niektóre wykroczenia traci się prawo jazdy, samochód, a nawet trafia się do więzienia. Nie tylko sprawdzanie mocy silnika naszego samochodu jest na Zachodzie surowo karane. Jak wynika z raportu „Polski kierowca za granicą, czyli jak bezpiecznie podróżować po Europie”, wykonanego przez Stowarzyszenie Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego, bez zmiłowania są również traktowani kierowcy, którzy nie zwracają uwagi na to, gdzie się zatrzymują (w Portugalii nieprawidłowe zaparkowanie pojazdu na trasie w nocy to koszt 1250 euro!), przejeżdżają skrzyżowania na czerwonym świetle (w Grecji za to można zapłacić nawet 700 euro) lub siadają za kierownicą będąc pod wpływem alkoholu. Choć na ogół polscy kierowcy po przekroczeniu granicy są bardziej uważni, to i tak nie mają najlepszej opinii w Europie – w Wielkiej Brytanii są liderami wśród obcokrajowców, jeśli chodzi o nagminne łamanie przepisów. Z kolei ci, którzy jednak starają się nie zwracać na siebie uwagi policji, popełniają inny błąd: bardzo często jeżdżą na pamięć. Przyzwyczajeni do polskich przepisów drogowych, narażają się za granicą na dotkliwe mandaty, bo zapominają, że są różnice w kodeksach Francji, Grecji, Hiszpanii czy Szwajcarii. Jadąc na urlop warto więc zapoznać się z przepisami drogowymi obowiązującymi w tych krajach.

Kierowca złapany przez zagraniczną drogówkę musi zapłacić mandat natychmiast. Tylko kiedy zostaniemy sfotografowani przez fotoradar, płacimy później, najczęściej udaje się uniknąć kary – policje innych krajów bardzo rzadko zwracają się do polskich służb z prośbą o informacje dotyczące kierowcy i jego samochodu. Ale to się zmieni. Za dwa miesiące trudno już będzie uniknąć odpowiedzialności. W listopadzie bowiem wejdzie w życie znowelizowany kodeks drogowy, który umożliwi uruchomienie automatycznego systemu wymiany informacji z innymi państwami UE o np. właścicielu auta namierzonego przez fotoradar.

Źródło: Kurier Szczeciński, str.9, z dn.23.08.2013r.